Kategoria: literatura współczesna, zbiór opowiadań
Wydawnictwo: Poligraf
Liczba stron: 282
"Opowiadania bez puenty" - Sławek Michorzewski
Sięgając po „Opowiadania bez puenty” Sławka Michorzewskiego,
spodziewałam się kolejnej zabawnej historii. Tym czasem ta pozycja to zbiór
opowiadań, które bywają zabawne, jednak przede wszystkim ich cechą
charakterystyczną jest gorzki smak codzienności. Sławek Michorzewski w tych
kilku opowiadaniach nakreślił rzeczywistość, z jaką mamy do czynienia niemalże
każdego dnia, jednakże zrobił to w dość niekonwencjonalny sposób, czyli
bardziej żartobliwy, a nawet groteskowy, często używając przy tym wyrazistego i
soczystego języka.
Autor na wstępie podaje, iż inspiracją do większości
opowiadań były prawdziwe wydarzenia, tylko dwa opowiadania są tworem jego
wyobraźni. W trakcie lektury tej książki chwilami zastanawiałam się, które z
nich są wyłącznie pomysłem autora, gdyż wiele wydawało się mało prawdopodobnych,
wręcz absurdalnych, jednakże faktem jest, że i nasza rzeczywistość często
wydaje się bardzo niedorzeczna, toteż i losy bohaterów tych opowiadań w istocie
mogą być prawdziwe.
Każde opowiadanie zawarte w tej książce jest historią, która
nie ma konkretnego zakończenia, czytelnik sam może domniemywać, jak potoczyły
się dalsze losy bohatera. Toteż książka z pewnością pobudza wyobraźnię, skłania
do refleksji, niejednokrotnie szokuje, ale także śmieszy. Autor w tych kilku
opowieściach obnaża naiwność i głupotę ludzi, brak wyobraźni oraz
niekompetencję, ale także ukazuje patologię i jej skutki, ubóstwo, bezrobocie, bezsilność,
czyli krótko mówiąc - prozę życia.
„Na nic nie miałem ochoty, nawet wizja odbycia stosunku z nieznaną panią z recepcji nie mogła mi poprawić humoru. Spałem z byłą żoną, której szczerze nie cierpiałem. Fuj! Co ta wódka potrafi zrobić z porządnego człowieka. Brzydziłem się samym sobą i swoim postępowaniem”. Str. 139 ("Kraków")

„Miałem miejsce obok Murzynki, wielkiej, grubej, tłustej Murzynki, której ramiona, fałdy, cyce, dupa i uda wlewały się na mój fotel. Z drugiej strony mojego siedzenia zobaczyłem monstrualnej wielkości księdza czy pastora o fizjonomii hipopotama, którego wielki brzuch spoczywał na kolanach. Grubas w służbie świętych sił nawet teraz, zanim samolot wzbił się w powietrze, wyciągnął z wielkiej torby czekoladowe marsy i połykał je jak pastylki. Wkładał je do swojej nieco wysuniętej paszczęki…” str. 215 ("Podróż do Vegas")
Tak zupełnie na marginesie, mam też pewnie podejrzenia, które z
opowiadań były wyłącznie tworem wyobraźni autora, myślę, że to jedne z tych,
które podobały mi się najbardziej ;)
Moja ocena: 8/10
Rzadko sięgam po opowiadania, ale myślę, że te by mi się spodobały :)
OdpowiedzUsuńSą oczywiście lepsze i gorsze :) ale warto przeczytać :)
UsuńNie przepadam za opowiadaniami. W większości przypadków nie umiem się w nie w czuć.
OdpowiedzUsuńLubię takie krótkie formy, więc chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńCiekawy zabieg, jeśli nie przedobrzono z brakiem puentowania, to powinno być interesująco :)
OdpowiedzUsuń