Kategoria: autobiografa
Wydawnictwo: Kobiece
Tłumaczenie: Alicja Laskowska
Rok wydania: 2016
ISBN 978-83-6517-045-3
Liczba stron: 267
Premiera: 26.02.2016
Moja ocena: 7,5/10
|
„Wśród wszystkich błogosławieństw, jakich doświadczyłam była też duża dawka nadziei”.
Kiedy czytam
tego typu publikacje zazwyczaj na myśl nasuwa mi się podobna refleksja,
mianowicie cieszę się ogromnie i jestem wdzięczna losowi, że urodziłam się w
Polsce, że żyję w czasach pokoju i względnej stabilizacji. Michaela
De Prince nie miała takiego szczęścia, gdyż urodziła się w zachodniej
Afryce w skonfliktowanym południowo-wschodnim Sierra Leone, jej wczesne dzieciństwo na zawsze
naznaczyło ją traumatycznymi wspomnieniami, odciskając piętno, które przez
długie lata ciążyło na życiu i rozwoju małej, zagubionej dziewczynki.
„W dniu, w którym umarł mój ojciec, wierzyłam, że odczuwam ból najgorszy z możliwych, że takiego bólu nie będę czuła już nigdy. A potem przeniosłam się do domu po lewej stronie i nauczyłam się, że ból, niczym zieleń dżungli, ma wiele odcieni”. (str. 20)
Mała Mabinty
Bangura, bo tak pierwotnie na imię miała bohaterka niniejszej książki, urodziła
się w Afryce, w czasach kiedy rebelianci zupełnie opanowali małe wioski, siejąc
miażdżące spustoszenie wśród miejscowej ludności. Dziewczynka przyszła na świat
z kłopotliwym defektem zwanym bielactwem — jej skóra pokryta była białymi
cętkami. Jednak zupełnie nie przeszkadzało to jej niestereotypowym rodzicom, którzy obdarzyli ją
wielką miłością, pragnąc, aby ich córeczka w przyszłości była mądrą i
wykształconą dziewczynką. Ciężko pracowali, by zdobyć wystarczające środki
pieniężne na jej edukację. Niestety okrutny los nie obszedł się z nimi
łaskawie, mała Mabinty najpierw straciła ojca, w niedługim czasie umarła także
jej mama. Przygarnięta przez nikczemnego wuja ostatecznie została oddana do
sierocińca, w którym nadano jej imię „dwadzieścia siedem”. Niemniej jednak los
czuwał nad małą Mabinty i wreszcie dziewczynka w ramach adopcji, trafiła do
amerykańskiej rodziny. Tam otrzymała nowe imię i nazwisko, odtąd Mabinty
Bangura stała się Michaelą De Prince.
Nie jest to
publikacja traktująca wyłącznie o kulturze i trudach życia w Afryce, chociaż
pierwsze rozdziały opisujące traumatyczne przeżycia Mabinty i jej rodziny
ogromnie poruszają, wywołując swoisty ból i cierpienie. Michaela
De Prince przede wszystkim opowiada o swoim marzeniu, które wydawało się
niemożliwe do spełnienia. Jednak dziewczynka trafiła do rodziny, która
obdarowała ją nadzwyczajną miłością, okazała jej ciepło i dała wsparcie.
Niniejsza książka ukazuje niebywałą dobroduszność, altruizm i niezwykłą mądrość
rodziców adopcyjnych, gdyby nie oni oraz upór, talent i ogromna siła charakteru
Michaeli, dziewczyna nigdy nie spełniłaby swoich pragnień, aby zostać primabaleriną. Niniejsza publikacja doskonale ukazuje trudny i bezwzględny
świat związany z całokształtem sztuki baletowej. Balet jest jedną z bardziej
rygorystycznych dziedzin tanecznych. Wymaga ogromnej pokory, wielogodzinnych i
żmudnych ćwiczeń, pochłania większość wolnego czasu. Niezbędne jest także
ogromne poświęcenie ze strony rodziny. Szalenie ważna jest również sama
sylwetka i wreszcie nieodzownym elementem jest talent oraz duch rywalizacji. Aby w pełni opanować tę sztukę, należy kształcić się od najmłodszych lat — dla większości
dzieci presja, wyczerpujące ćwiczenia, stres i ogromna dyscyplina, stają się
nadmiernie trudne do przetrwania i zaakceptowania — dlatego w tej dziedzinie
tańca tak nieliczna grupa osiąga prawdziwy sukces.
„Mama wytłumaczyła, że tańczenie w balecie jest jak czytanie książki. Najpierw uczysz się liter. Później słów. Dopiero potem składasz je razem, aby tworzyły historię". (str.104)
Oczywiście
nie jest to książka, którą można określić mianem arcydzieła literackiego, ale
nie taka jest rola tego typu publikacji. Takie książki pozwalają spojrzeć
oczami innych ludzi na ich przeżycia i doświadczenia, na zupełnie odmienny świat,
inną kulturę — zajrzeć w głąb ludzkich umysłów, poczuć rytm bicia ich serca, które często
mknie niczym rozpędzony pociąg pod wpływem złych doświadczeń i różnorodnych emocji. Dzięki takim publikacjom doceniamy własne życie.
Nasz naród ma tendencje do narzekania i nieustannego niezadowolenia, warto
docenić to, co mamy, bo są kraje, w których ludzkie cierpienie osiąga
niewyobrażalne rozmiary. Michaela De Prince w prosty i przystępny sposób
opowiada o swoim życiu, nie epatując nadmiernym smutkiem i żalem. Przedstawia swoją
historię z wyczuciem i o dziwo wielkim optymizmem, ukazując niezwykłą rolę jej
adopcyjnych rodziców, bez których jej życie mogłoby naznaczyć się wyłącznie
smutkiem i cierpieniem.
Od dawna fascynuje mnie świat baletu, uwielbiam film „Czarny łabędź” ze
wspaniała kreacją głównej bohaterki, którą zagrała Natalie Portman.
Ponadto bardzo lubię czytać książki, które są inspirowane prawdziwymi
zdarzeniami, dlatego z ogromną ciekawością sięgnęłam po tę autobiografię. Nie
zawiodłam się, gdyż ta publikacja w zajmujący sposób przeprowadziła mnie przez
skomplikowane życie małej dziewczynki, która jako dziecko doświadczyła koszmarnego
cierpienia i smutku. Jednak ta historia ma także dobre strony i o nich w ciepły i zrozumiały sposób opowiada Michaela, ukazując
czytelnikom skomplikowany świat baletu, który wymaga ogromnej siły charakteru,
wyraża także swoje zmagania z nietolerancją na tle rasowym, z trudami
odnalezienia się w zupełnie nowej rzeczywistości, ale przede wszystkim opowiada
o sile miłości i mądrości, którą obdarzyli ją jej adopcyjni rodzice.
„Wytańczyć
marzenia” Michaeli De Prince — mimo trudów, przez które przeszła
autorka — jest opowieścią, która ostatecznie wyzwala wiele pozytywnych emocji.
Chociaż chwilami ogromnie smuci i szalenie wzrusza — to jednak docelowo daje
nadzieję, obnażając niezwykły hart ducha oraz ogromną siłę i pasję. Michaela
De Prince pokazuje, że warto marzyć i dążyć do obranego celu, nigdy się
nie poddawać mimo tak wielu przeciwności losu. Ponadto przedstawia niezwykłość
ludzkich charakterów, które cechuje ogromna bezinteresowność. Cieszę się, że na
świecie są ludzie, którzy potrafią przekazywać miłość i wsparcie bliźnim, osobom
potrzebującym — bez względu na ich rasę, czy jakąkolwiek odmienność.
Książkę
polecam czytelnikom lubiącym poznawać historie pisane przez życie, dla których
kunszt i literackie doświadczenie w tego typu publikacjach nie mają nadmiernego znaczenia, gdyż przekłada się na emocje płynące z głębi serca.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję:
Zgadzam się w stu procentach,że w tego typu publikacjach nie jest ważny kunszt literacki :) Liczą się przede wszystkim emocje i autentyczność i dlatego lubię czytać takie książki :) Jeśli tylko miałabym taką możliwość, to z wielką chęcią przeczytałabym tę pozycję :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić, już żałuję, widocznie masz lepszy książkowy instynkt :) Oczywiście, przyjemnie by było czytać wyłącznie książki literacko dopieszczone, pięknie i lekko napisane, ale czasami schodzi to na drugi plan. Z przyjemnością poznam historię tej dziewczynki, która tak wiele osiągnęła i zagłębię się odrobinę w jej kulturze :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło w ten chłodny dzień :)
E.
Nie wątpię, że "Wytańczyć marzenia" zawiera dużo emocji i mimo smutnych momentów, w ostatecznym rozrachunku jest pozytywną opowieścią o spełnianiu marzeń. Tak jak już wspomniałam na FB, żałuję, że nie zamówiłam tej książki. Jeśli jeszcze nic straconego, to zamierzam to nadrobić. :-) Podziwiam Michaelę za determinację i interesuje mnie bardzo, jak długą drogę trzeba przejść od zalążku marzenia do jego realizacji - nawet pomimo licznych przeciwności losu. Takie historie potrafią inspirować jak nic innego. Świetna recenzja moja Droga. Pozdrawiam cieplutko. :-))
OdpowiedzUsuńKsiążka obudziła we mnie wiele sprzecznych emocji. Cieszę się, że żyje w tym świecie, a nie innym, a jednocześnie jest mi przykro, że tak mało w nas empatii i tolerancji. Nie jesteśmy skorzy do pomocy, patrzymy nie dalej niż czubek naszego nosa, a ta książka pokazuje, że jednak są na świecie ludzie, którzy mają serce ze złota.
OdpowiedzUsuńPo Twojej recenzji mam wielki apetyt na tą książkę. Warto walczyć o swoje marzenia i z przyjemnością przeczytam tą książkę.
OdpowiedzUsuńHej :) Nominowałam Cię do LBA i byłoby mi bardzo miło gdybyś zechciała odpowiedzieć na moje pytania. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńhttp://ksiazkowy-termit.blogspot.com/2016/02/liebster-blog-award-7.html
Chętnie sięgnę po tę pozycję, jeśli wpadnie w moje ręce. Czasem warto za pośrednictwem takich książek spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wow, jeden cytat bardzo mnie zachwycił. Ten ze 104 strony.
OdpowiedzUsuńGrałam w musicalu "Hannah: wytańczyć marzenia" i od razu ta książka wydaje mi się jakoś bliższa.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na nową recenzję,
Przerwa na książkę
Snapchat: przerwa_ksiazke
Z dużą przyjemnością sięgnę po tę pozycję, powieści, ale też filmy o tematyce związanej ze spełnianiem marzeń bardzo sobie cenię. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że książka wywołuje wiele, wiele emocji. A takie właśnie lubię. Zapisuję sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńSam tytuł bardzo mnie zachęcał do tej książki, jednak po Twojej recenzji już wiem, że na pewno po nią sięgnę! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie na www.krainaksiazkazwana.blogspot.com
Pozdrawiam!
Bardzo lubię takie historie, są niesamowicie inspirujące i pokazują, że naprawdę warto walczyć o swoje marzenia. Z wielką chęcią przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńChociaż po tego typu książki sięgam stosunkowo rzadko, to jednak lubię je ;) Dzięki nim bardziej doceniam to co mam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie Rav
http://swiatraven.blogspot.com/
To już druga recenzja tej książki jaką dzisiaj czytam, koniecznie muszę sięgnąć po ,,Wytańczyć marzenia", jestem mega zachęcona!
OdpowiedzUsuń